Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie ma „dostatecznych” i „dobrych” ratowników. Powinni być tylko „bardzo dobrzy” - Tomasz Spych laureatem plebiscytu Hipokrates Pomorza

Maciej Krajewski
Maciej Krajewski
Żołnierz zawodowy, instruktor, z zamiłowania płetwonurek i spadochroniarz, ale przede wszystkim ratownik medyczny. Tomasz Spych wygrał w wojewódzkim etapie plebiscytu Hipokrates Pomorza 2019, prowadzonym przez „Dziennik Bałtycki”, a zwieńczonym w ubiegłym tygodniu uroczystą galą w Teatrze Wybrzeże. Uznany przez czytelników ratownik zgromadził łącznie 1727 głosów.

Choć jego przygoda z Powiatowym Centrum Zdrowia jest stosunkowo świeża, początki zainteresowania ratownictwem, pomocą drugiemu człowiekowi, sięgają już 2002 roku. Tomasz Spych pracował wówczas w ośrodku wypoczynkowym w Przywidzu jako instruktor survivalu. Wtedy to po raz pierwszy usłyszał syrenę Ochotniczej Straży Pożarnej, co go niezwykle zainteresowało.

- Poszedłem na rozmowę, zobaczyłem, jak strażacy-ochotnicy się zbierają do wyjazdu i tak się to dalej potoczyło, że wstąpiłem w szeregi OSP w Przywidzu, gdzie poznałem te pierwsze zalążki ratownictwa - opowiada zwycięzca plebiscytu.

Służba w OSP dała panu Tomaszowi możliwość uczestniczenia w jednym ze swoich pierwszych kursów ratownictwa, co pociągnęło dalej jego zainteresowanie na tyle, że w 2004 roku rozpoczął naukę na studiach ratownictwa medycznego.

- W 2006 roku dostałem dyplom i od razu podjąłem zawodową pracę w Szpitalu Miejskim w Gdyni jako ratownik medyczny na SOR-ze - mówi.

Sytuacja ratowników medycznych w Polsce nie należała w tym okresie do atrakcyjnych. Jak opowiada Tomasz Spych zarobki były wręcz śmieszne, stąd jeszcze w grudniu tego samego roku wyjechał do Anglii, szukając tam czegoś więcej. Niestety również i na wyspach nie było łatwo, w dużej mierze względu na stosunkowo niedawne wstąpienie Polski do Unii Europejskiej.

- Nasz zawód nie był tam traktowany równorzędnie z ich zawodem. W całej Europie też nie było czegoś takiego jak studium medyczne tylko jest licencjat. Stąd pracowałem jedynie jako asystent pielęgniarki - wyjaśnia laureat wojewódzkiego etapu. - Popracowałem tam rok i okazało się, że rynek w Polsce poważnie się zmienił, stąd wróciłem i od 2008 roku zawodowo już jeździłem karetką na etacie w gdyńskim pogotowiu, rok później też w Sopocie, a w międzyczasie także w Pucku. I tak harowałem po 400 godzin w trzech pogotowiach naraz.

Medyk w wojsku

Bardzo istotnym elementem w życiu Tomasza Spycha jest też jego związek z wojskiem. W 2000 roku odbywał zasadniczą służbę wojskową, kończąc ze stopniem starszego kaprala i nigdy nie porzucił tego wszystkiego. Cały czas był brany na szkolenia związane z rezerwą, co sprawiło, że w 2011 roku podjął decyzję o ponownym przywdzianiu munduru.

W pierwszej kolejności trafił do Międzyrzecza do 17. Brygady Zmechanizowanej, jednak stosunkowo szybko sytuacja się zmieniła i stał się żołnierzem wojsk specjalnych.

- W 2007 roku była taka sytuacja, że dostałem zaproszenie na selekcję do Jednostki Wojskowej Formoza, bo potrzebowali ratownika medycznego. Przygotowałem się już wtedy do tej naprawdę wymagającej selekcji, przeszedłem ją pomyślnie, ale się okazało, że mają problem z etatem dla mnie. I tak to gdzieś odeszło w cień, aż nagle cztery lata później dostaję telefon, że mają dla mnie miejsce, czy jestem dalej zainteresowany. W efekcie od 25 października zostałem zawodowym żołnierzem wojsk specjalnych na etacie ratownika medycznego, a później jako operator-medyk w zespole bojowym - opowiada zwycięzca wojewódzki.

Choć służbę wojskową pełni po dziś dzień pracę w wojskach specjalnych musiał przerwać po 5 latach, ze względu na uraz kręgosłupa, jakiego doznał w wypadku spadochronowym. Dokuczliwy ból, połączony z rozwijanym w międzyczasie zainteresowaniem łodziami, sprawiły, że Tomasz Spych przeniósł się na okręt do Marynarki Wojennej. W trakcie tej służby w 2016 roku jeszcze na 6 i pół miesiąca skorzystał z propozycji wyjazdu do Afganistanu, z kolei w 2018 poszedł do szkoły oficerskiej. Aktualnie służy w Wojskach Obrony Terytorialnej w Malborku.

Zaraźliwy „nałóg”

Choć wciąż pozostaje zawodowym żołnierzem, Tomasz Spych nigdy nie rozstał się z „cywilnym” ratownictwem medycznym. Nawet pełniąc obowiązki dowódcy kompani 71. Brygady Lekkiej Piechoty WOT, laureat plebiscytu cały czas również propaguje ratownictwo medyczne hasłem „Zawsze gotowi, zawsze blisko”. Z kolei już od 2017 roku, kiedy służył jeszcze na okręcie, wolny czas wykorzystywał, pracując na SOR-ze w Kartuzach. Sam jednak przyznaje, że bycie ratownikiem ma jedną poważną wadę, która wielu młodych całkowicie zraża po kilku latach - wynagrodzenie.

- Żeby wyjść na swoje to niestety trzeba więcej pracować, niż przewiduje etat (…). Jak pracowałem w trzech pogotowiach naraz to zdarzały się przypadki, że nie było mnie w domu 3-4 dni, a wieczorem przyjeżdżałem tak naprawdę się tylko przebrać, a na drugi dzień rano znowu wyjeżdżałem na dwie doby - przytacza. - Taka dynamika pracy, te zarwane noce powodują stres u ratownika.

Trudności dodaje też fakt, jak wiele wyjazdów odbywa się w sprawach możliwych do rozwiązania bez obecności ratowników.

- Najwięcej jest do osób pod wpływem alkoholu, do rozbojów, wreszcie do zachorowań, które nie wymagają interwencji nagłych, a wręcz mogłyby być rozpatrywane na etapie pierwszej pomocy pomocy czy opieki lekarskiej w przychodniach. To powoduje, że na taki jeden dyżur, który ma 10 wyjazdów to 7 jest praktycznie niezwiązanych z tym, co ratownik ma w swoich kompetencjach - opowiada.

Sam zresztą przyznaje, że w radzeniu sobie z tymi problemami pomogła mu swoista pięcioletnia przerwa, gdy służył w wojskach specjalnych. Niemniej nigdy nie umiał porzucić ratownictwa.

- Ratownictwo jest nałogiem, a ja miałem zespół odstawienia abstynencyjnego w tym momencie - żartuje zwycięzca plebiscytu. - Wydaje mi się, że ja się urodziłem po prostu, żeby nosić mundur, ale też ratować. Dlatego łączę jedno z drugim. Cały czas mi brakowało tego - tej karetki, bycia w tym całym ratowniczym środowisku i tego kontaktu z pacjentem.

Swoją pasją do ratownictwa w pewnym stopniu zaraził nawet własną żonę - Magdalenę Spych, z którą aktualnie prowadzi firmę Para-Med Szkolenia Integracja, zajmującą się m. in. szkoleniami pierwszej pomocy.

- Jak zaczęliśmy wspólnie robić te kursy, szkolenia to ona najpierw zajmowała się tymi sprawami biurowymi, ale coraz częściej przebywała na zajęciach i tak ją to wciągnęło, że podjęła decyzję o pójściu w tę stronę - wyjaśnia. - Najpierw zrobiła kurs u mnie, później ratownika wodnego i z czasem stwierdziła, że jej miejsce to jest właśnie SOR i karetka. Tak ją to wciągnęło (…). W czerwcu 2020 roku będzie już zawodowym ratownikiem medycznym.

Bóg przez chwilę

Mówiąc wiele o problemach Tomasz Spych stara się też doradzić młodym ludziom, chętnym do podjęcia pracy ratownika:

- Jeżeli nie czuje się pasji do tego zawodu, a traktuje się go jako formę zarobku, to lepiej sobie to od razu odpuścić. Ratownik medyczny musi to czuć we krwi, musi tym wręcz oddychać. Musi wiedzieć, że społeczeństwo na niego patrzy nie jako na pracownika pogotowia, ale jak na osobę, która daje nadzieję. Można nawet powiedzieć, że w tym jednym momencie ratownik staje się bogiem, bo jednak stara się zachować życie, które ucieka gdzieś w Niebiosa - podkreśla. - Nie ma „dostatecznych” i „dobrych” ratowników. Powinni być tylko „bardzo dobrzy”.

Wielokrotnie zaznacza także, jak dużą rolę odgrywa stałe dokształcanie się w tym zawodzie. Sam ma łatwiej, gdyż pomagając żonie w nauce dowiaduje się nowych rzeczy, niemniej powtarzanie i pogłębianie wiedzy medycznej jest tu obowiązkiem.

Sukces wielu

Zwycięstwo w plebiscycie „Dziennika Bałtyckiego” to jednak prawie nigdy nie jest dokonanie jednej osoby, jej niezwykłej historii czy podejścia do życia. Wielu ludzi przykłada się do takiego sukcesu, choćby nawet w prostym fakcie, że to oni oddają głosy. Tomasz Spych i tutaj to dostrzega, zauważając, iż zdecydowana większość uzyskanego poparcia to zapewne osoby, które wyszkolił, które spotkał na swej drodze, którym zaimponował profesjonalizmem.

To wszystko jednak nie byłoby możliwe również bez osób, które to jemu samemu pomogły. Laureat etapu wojewódzkiego wymienia tutaj Arkadiusza Lichnerowicza - człowieka, dzięki któremu wszedł w świat ratownictwa medycznego.

- On mnie zdystansował i, że tak powiem, studził moje zapędy, doprowadzając do tego, że w momencie, kiedy byłem zbyt pewny siebie, to udowadniał mi, że jeszcze długa droga przede mną. To mi pomogło nie robić wielu rzeczy schematycznie, szablonowo, ale zawsze dokładnie analizować każdą sytuację.

Na drodze edukacji z kolei ogromną rolę odegrał kpt. Andrzej Kołacki z Państwowej Straży Pożarnej. Przyczynił się on także do wyglądu szkoleń, prowadzonych przez Para-Med. Pod względem prowadzenia zajęć największym mentorem był zaś Mariusz Penar, z którym do dziś, jako były uczeń, pan Tomasz prowadzi cykle wykładów i ćwiczeń.

Wreszcie zwycięzca plebiscytu dziękuje doktorowi Pawłowi Witkowskiemu, prezesowi Powiatowego Centrum Zdrowia w Kartuzach.

- Jest mentorem nie tylko jako prezes szpitala w Kartuzach i ordynator SOR-u, ale czuwa też nad naszymi kursami, jako główny koordynator medyczny.

Najbardziej jednak, co nie powinno dziwić, Tomasz Spych pragnie podziękować żonie - za to, że zawsze miała cierpliwość, a zamiast uciekać od trudnego tematu ratownictwa sama w niego weszła i „ciągnie ten wózek ze mną”, jak to określa laureat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co to jest zapalenie gardła i migdałków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto